Journey from nuclear family to Archan Village

POLSKI PONIŻEJ

——–

Recently I asked one man with whom I was living, how is it for him to be around my little kids. He is the father of a teenager now. He answered, „I am glad that this period in my life is over.”

I felt sadness. This is something that I hear very often from young parents. They are tired, overwhelmed, in difficulty and frustration, waiting for when this time will be over and when kids will fly away to create their lives. I don’t believe that parenting is about that. I felt sad because being next to small human beings is precious and I feel that because of the lack of tools and wisdom on how to hold space for them, adults are escaping from this space and not really seeing the opportunity that they have. I feel sad because I also recognize these patterns in me that I incorporated from my culture. 

At the beginning of my parent’s journey, I felt a lot of fear. Fear of handling the emotions of my kids, fear of losing my center, fear of lack of energy, fear of losing my own purpose in life. All these fears drove me to the strategy to run away from the kids’ space. I was finding relief at work, meetings, calls, and any spaces where there were no my kids. 

I felt that something is not working. I started to look for the reasons for what is going on. I discovered that besides my fears there were a lot of assumptions. Assumptions about what it means to be a mother. I assume that mother is always fulfilling the needs of kids, always available, always in service, their needs are more important than mine. I assume that I can’t express my feelings to them, I can’t follow my desires, I need to wait till my kids are at least a little older. I assume that I have to raise my kids alone with my partner as this is what responsible parents in modern culture do. All these assumptions made my parenting a job. And if it is a job, it means I am in service for my kids. That’s against nature. 

And I asked myself the question, how come being with kids, having this pure Being just next to me can create so much tension in me? What is another way? 

I didn’t know the answer but I felt my sadness telling me that I want to spend more time with my kids and that I want to have a village to raise kids together with other adults. I quit all my professional activities and I went to travel with my partner and kids. The research of this travel is how to live together as a family and create a life that nourishes our Beings and brings value to others, and how to live as a family in Archiarchy, which is the next culture after Patriarchy. 

During this travel, I was in the Women’s space where we were planting the seed of Archiarchy that we carry in us. One of my seeds is about creating new children’s culture. I had a vision of all the school books burning. This vision said that in new children’s culture kids do not learn about the past. They are creating from the now. They source the information that is needed for us here and now. And our job as adults is to learn to listen to them and hold space for them so that they are connected to their Beings. This vision put a completely new light on my parenthood. I felt a lot of joy and fear for the encounter with my kids. I open up my curiosity and listen with my inner ear to what they are communicating, what they are creating in the space, what principles they bring, and what is their purpose. I have a strong feeling in me that skills like non-verbal communication, cavitating spaces, energetic healing, multidimensional travels, inventing new technologies, and doing magic will be a norm on the planet Earth soon. No one is teaching that in any school right now. And what the young generation is bringing to this planet can be a source of these skills, wisdom, clarity, and creation. 

I know that kids learn mostly from observations. The adults are taught by who they are and what they do. That’s why for me being a mother is being first of all myself, living my Bright Principles, and delivering what my Archetypal Lineauge wants me to deliver. I am experimenting with the new identity of a mother, who is not dedicated only to raising kids but who is fulfilling her desires and following her impulses so that the kids can learn what Aliveness and Playing Full Out means. Somewhere deep in my bones, I remember that raising kids is a village job. That’s why I co-create the experiment of Bridge House, where two families with kids live together and share the space holding for kids so that adults can deliver their non-material value in the world. 

One of our main principles is Family and we discover what an Archiarchal Family means. For me, family is not a connotation through the agreements or blood connection. What I experience for now is that a Family is a commitment to growth, awareness, love, and care towards each other. What came at the beginning of the process of “extending the family bubble” was facing my own family prisons such as “I care about my family because they will pay me off in the future”, “it will be not enough resources for everyone”, “my children are mine because I gave the birth to them”, “my kids are more important to me than other kids in the village”. Facing these realities brings me to the liquid state from where I can choose differently. 

After a few weeks of living together, I already see how the dynamic between kids, adults, kids, and kids is shifting into the expansion of our Being and how much we as adults gain space to create when we share spaceholding with other adults. It feels so natural. The aliveness in the space that we are bringing is shifting the energy of the container that we are holding for kids. The awakening creation of us, as young parents, that was in the waiting mode is running now with a thick stream. 

Being in the experiment of creating an Archiarchal Family brings me the next quest-ions. What is needed so that there is no distinction between parent and adult in the village? What is on the way to having this level of connection and collaboration so that we can operate as one, without the separating assumptions that something belongs to anyone?

 


Od rodziny nuklearnej do Archiarchalnej Wioski

Niedawno zapytałam mężczyznę, z którym mieszkałam, jak to jest być w pobliżu moich małych dzieci. Sam jest teraz ojcem nastolatka. Odpowiedział: „Cieszę się, że ten okres w moim życiu już się skończył”.
Poczułam smutek. Jest to coś, co bardzo często słyszę od młodych rodziców. Są zmęczeni, przytłoczeni, w trudnościach i frustracji, czekając, kiedy ten czas się skończy i kiedy dzieci się usamodzielnią, by mogli w końcu odetchnąć. Nie wierzę, że w rodzicielstwie o to chodzi. Czułam smutek, ponieważ bycie obok małych istot ludzkich jest cenne i czuję, że z powodu braku narzędzi i mądrości, jak trzymać dla nich przestrzeń, dorośli uciekają od tej przestrzeni i tak naprawdę nie widzą możliwości, jakie mają. Czuję smutek, ponieważ dostrzegam w sobie podobne wzorce, które wyniosłam z mojej kultury.

Na początku mojej podróży rodzicielskiej odczuwałam wiele strachu. Strach przed radzeniem sobie z emocjami moich dzieci, strach przed utratą mojego centrum, strach przed brakiem energii, strach przed utratą własnego celu w życiu. Wszystkie te lęki doprowadziły mnie do strategii ucieczki z przestrzeni dzieci. Znajdowałam ulgę w pracy, spotkaniach, rozmowach i innych przestrzeniach, w których nie było moich dzieci.

Czułam, że coś nie działa. Zacząłem szukać przyczyn tego, co się dzieje. Odkryłam, że oprócz moich lęków było wiele założeń. Założeń dotyczących tego, co to znaczy być matką. Zakładam, że matka zawsze zaspokaja potrzeby dzieci, zawsze jest dostępna, zawsze służy, ich potrzeby są ważniejsze niż moje. Zakładam, że nie mogę wyrażać swoich uczuć przy nich, nie mogę podążać za swoimi pragnieniami, muszę poczekać, aż moje dzieci będą przynajmniej trochę starsze. Zakładałam, że muszę wychowywać moje dzieci sama z moim partnerem, ponieważ tak robią odpowiedzialni rodzice we współczesnej kulturze. Wszystkie te założenia sprawiły, że moje rodzicielstwo stało się pracą. A jeśli jest to praca, oznacza to, że służę moim dzieciom. To wbrew naturze. Zadawałam sobie pytania, jak to się dzieje, że przebywanie z dziećmi, posiadanie tej czystej Istoty tuż obok mnie może wywoływać we mnie tyle napięcia? Jaki jest inny sposób?

Nie znałam odpowiedzi, ale czułam, że mój smutek mówi mi, że chcę spędzać więcej czasu z moimi dziećmi i że chcę mieć wioskę, aby wychowywać dzieci razem z innymi dorosłymi. Zrezygnowałem ze wszystkich moich zajęć zawodowych i pojechałem podróżować z moim partnerem i dziećmi. Pytanie jakie w sobie niesiemy podczas tej podróży dotyczą tego, jak żyć razem jako rodzina i tworzyć życie, które odżywia nasze Istoty i przynosi wartość innym, a także jak żyć jako rodzina w Archiarchacie, która jest następną kulturą po Patriarchacie.

Podczas tej podróży byłam w przestrzeni dla kobiet, gdzie podlewałyśmy nasiona Archiarchatu, które nosimy w sobie. Jedno z moich nasion dotyczy tworzenia nowej kultury dziecięcej. Miałam wizję palenia wszystkich podręczników szkolnych. Wizja ta mówiła, że w nowej kulturze dziecięcej dzieci nie uczą się o przeszłości. Tworzą z teraz. Pozyskują informacje, które są nam potrzebne tu i teraz. A naszym zadaniem, jako dorosłych, jest nauczyć się ich słuchać i trzymać dla nich przestrzeń, tak aby były połączone ze swoimi Istotami. Ta wizja rzuciła zupełnie nowe światło na moje rodzicielstwo. Poczułam radość i strach przed spotkaniem z moimi dziećmi. Otworzyłam swoją ciekawość i słuchałam wewnętrznym uchem tego, co komunikują, co tworzą w przestrzeni, jakie zasady wnoszą i jaki jest ich cel. Mam silne przeczucie, że umiejętności takie jak komunikacja niewerbalna, kawitacja przestrzeni, uzdrawianie energetyczne, wielowymiarowe podróże, wymyślanie nowych technologii i magia wkrótce staną się normą na Ziemi. Obecnie nikt nie uczy tego w żadnej szkole. A to, co młode pokolenie wnosi na tę planetę, może być źródłem tych umiejętności, mądrości, klarowności i kreacji.

Wiem, że dzieci uczą się głównie na podstawie obserwacji. Dorośli uczą poprzez to, kim są i co robią. Dlatego dla mnie bycie matką to przede wszystkim bycie sobą, życie zgodnie z moimi Jasnymi Zasadami i dostarczanie tego, co moja Archetypowa Linia chce, abym dostarczała. Eksperymentuję z nową tożsamością matki, która nie poświęca się wyłącznie wychowywaniu dzieci, ale która spełnia swoje pragnienia i podąża za swoimi impulsami, aby dzieci mogły nauczyć się, co oznacza Żywotność i Życie Pełnią. Gdzieś głęboko w moich kościach pamiętam, że potrzeba wioski, aby wychować dzieci. Dlatego współtworzę eksperyment życia w Bridge House (Dom-Most), w którym mieszkamy razem z inną rodziną i wpółdzielimy trzymanie przestrzeni dla dzieci, aby dorośli mogli dostarczać swoją niematerialną wartość w świecie.

Jedną z naszych Jasnych Zasad jest Rodzina. Odkrywamy, co tak naprawdę oznacza Rodzina Archiarchalna. Dla mnie rodzina nie jest konotacją poprzez umowy lub więzy krwi. To, czego teraz doświadczam, to to, że Rodzina jest wioską, ktrej przyświeca wspólny cel, którym dla mnie teraz jest rozwój, życie w radykalnej odpoweidzialności, miłości i kreacja. To, co pojawiło się u mnie na początku procesu „rozszerzania bańki rodzinnej”, to zmierzenie się z moimi własnymi rodzinnymi więzieniami, takimi jak „dbam o moją rodzinę, ponieważ to oni zadbają o mnie w przyszłości”, „nie będzie wystarczających zasobów dla wszystkich”, „moje dzieci są moje, ponieważ je urodziłam”, „moje dzieci są dla mnie ważniejsze niż inne dzieci w wiosce”. Stawienie czoła tym realiom doprowadza mnie do stanu płynnego, z którego mogę wybrać inaczej.

Po kilku tygodniach wspólnego życia widzę już, jak dynamika między dziećmi, dorosłymi, dziećmi i dziećmi zmienia się i jak pokazują się nasze Istoty, jak bardzo my, dorośli, zyskujemy przestrzeń do tworzenia, gdy dzielimy przestrzeń z innymi dorosłymi. To takie naturalne. Żywotność w przestrzeni, którą wnosimy, zmienia energię kontenera, który trzymamy dla dzieci. Budząca się kreacja nas, jako młodych rodziców, która była w trybie oczekiwania, płynie teraz wartkim strumieniem.

Bycie w eksperymencie tworzenia Archiarchalnej Rodziny przynosi mi kolejne pytania. Co jest potrzebne, aby nie było rozróżnienia między rodzicem a innym dorosłym w wiosce? Co jest na drodze do osiągnięcia takiego poziomu połączenia i współpracy, abyśmy mogli działać jako jedność, bez oddzielających założeń, że coś należy do kogoś?

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *